Jakich efektów nauki języka spodziewać się po dziecku?
Od razu zastrzegam, że nie piszę tego posta, żeby się pochwalić. Po prostu widzę, że moje dziecko umie język w inny sposób niż ja.
Mam dwoje dzieci - rocznego syna i córkę, która ma w tej chwili 2 lata i 8 miesięcy. Wychowanie dwujęzyczne rozpoczęłam, gdy córka miała pół roku. Początkowo rozmawiałam z nią po angielsku, gdy mąż był w pracy. Około roku jej wieku wyglądało to już tak, że językiem z wyboru dla wszystkich domowników był angielski. Ja i mąż używaliśmy angielskiego w komunikacji między sobą. Przełączaliśmy się na polski w weekendy i na wyjścia z domu. Od około 15 miesiąca życia zrezygnowaliśmy z polskich weekendów, ponieważ widzieliśmy, że znajomość polskiego znacznie wyprzedzała angielski. Obecnie z polskiego korzystamy jak jesteśmy bardzo zmęczeni, albo kiedy ktoś nas odwiedza lub my u kogoś gościmy. Summa summarum - obecnie mamy 75% angielskiego, 25% polskiego.
Co umie moje dziecko?
Po pierwsze, córka po polsku gada jak najęta. Buzia się jej nie zamyka. Od kiedy skończyła dwa lata buduje zdania wielokrotnie złożone. Sporadycznie wtrąca słowa z angielskiego, robi kalki językowe lub uprawia słowotwórstwo. Ostatnio zamiast "wyskrob pojemnik po jogurcie", mówi "wyskrejpaj mi". O oregano powiedziała, że nie jest "przyprawowe" (bo spicy).
Nie zgłasza reklamacji, że rozmawiamy po angielsku, choć był około 2 miesięczny okres buntu, kiedy wołała "English no!". Teraz jest wręcz odwrotnie. Cwaniara załapała, że może zaimponować angielskim, więc jak np. wchodzimy do biblioteki to przełącza się na 100% mówienia po angielsku.
Jej (aktywny) angielski zasób słów jest dużo mniejszy niż polski. Rozumienie jest minimalnie gorsze. Dlatego czasem istotne ustalenia dokonuję powtarzając je w obu językach. Pasywna znajomość w tej chwili zaczęła gonić język polski. Widzę to, ponieważ przestało jej robić różnicę w jakim języku czytamy książkę.
Jakiś miesiąc temu wprowadziliśmy pacynkę, która "mówi" tylko po angielsku. Córce bardzo ten pomysł przypadł do gustu. Do tego stopnia, że jak czytamy książkę po polsku, to tłumaczy jej treść na angielski, żeby móc opowiedzieć smokowi. Czego nie wie, tego się dopytuje mamy (konspiracyjnym tonem).
Ostatnio zauważyłam, że dużo szybciej przełącza się pomiędzy językami. Od miesiąca, gdy wychodzimy z polskojęzycznego towarzystwa, płynnie przechodzi na angielski. Natomiast świadomość istnienia dwóch języków zaobserwowałam u niej gdy miała 13,5 miesiąca - zaczęła wtedy używać podwójnych określeń. Pomidor to był "dodo" po polsku i "tato" po angielsku.
Dziś mnie córka zadziwiła - siedziałyśmy przy obiedzie, rozmawiając (ona głównie po polsku, ja po angielsku). W tle leciało Depeche Mode. Nagle córka się pyta: "a dlaczego pan jest sam?". Zwróćcie uwagę ile operacji musiała wykonać - mówiąc po polsku, usłyszała treść piosenki po angielsku, zrozumiała ją i wypowiedziała w drugim języku. W moim odczuciu w jej przypadku udało się osiągnąć "bilingual first language acquisition", czyli jej mózg funkcjonuje trochę inaczej, niż dajmy na to mój. Ja niejednokrotnie łapię się na tym, że staram się coś przetłumaczyć z polskiego na angielski. Moje dziecko, w odróżnieniu ode mnie, ma głowie (tu przykład) meta-pojęcie psa i wie, że ten czworonóg co szczeka nazywa się albo "pies" albo "dog". Nie musi myśleć: "aha, widzę psa! a pies to dog!".
Poza tym ma niesamowitą świadomość fonologiczną - wyróżnia głoski początkowe, końcowe, podmienia głoski w wyrazach, rymuje, sylabizuje. Robi operacje na zdaniach - zmienia ich szyk, żeby zmienić znaczenie. Wydaje mi się, że jest to efektem dwujęzyczności.
A na nerwach gra jak etatowy muzyk ;)
A co z kolegą roczniakiem?
Kolega roczniak na razie po polsku nie kuma. Za to po angielsku trochę już rozumie. Zaczyna poproszony pokazywać na przedmioty, wykonuje polecenia. Próbuje coś mówić, widzę, że załapał już intonację zdań oznajmujących i pytających. Jego rozwój językowy jest relatywnie wolniejszy, ale jest to typowe u chłopców. W odróżnieniu od siostry nie miał tyle kontaktu z językiem polskim. Od poczęcia otoczony jest głównie angielskim. Dało się to zauważyć zaraz po narodzinach - jedyne co go uspokajało to śpiewanie "Baa baa black sheep", które zawsze śpiewałam córce do snu.
Podoba Ci się to co robię? Chcesz być na bieżąco? Jeśli zainteresował Cię ten artykuł, to zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku