Jak mówić do dzieci, żeby nauczyć je języka obcego? Czy mówiąc do dziecka wyłącznie po angielsku nauczymy go tego języka?

Parę razy ostatnio wpadły mi w oczy na grupach pytania, czy mówić do dzieci tylko po angielsku, czy lepiej mówić po polsku i tłumaczyć na angielski, czy może w ogóle jakoś inaczej postępować. Do tego sympatyczne spotkanie z pewnymi trzema bystrymi młodymi kobietkami doprowadziło u mnie swoistego olśnienia w kwestii tego, jak nieświadomie stosuję pewne (montessoriańskie) techniki nauczania języka obcego.

Jak mówić do dzieci?

Możliwości, z grubsza rzecz biorąc są dwie -

  1. albo powołujemy się na uzyskaną już wiedzę w języku ojczystym i na bazie tego budujemy bazę pojęciową w drugim języku
  2. tak mówimy do dziecka, by znajomość języka rodzimego dziecka była nam obojętna (np. Możemy go nawet nie znać)

Na poniższych szkicach zilustrowałam oba warianty. Dajmy na to, że chcemy porozmawiać o “psie”.

W pierwszym przypadku powołujemy się na wiedzę posiadaną w języku rodzimym. Wystarczy, że pojęciu “PIES” przypiszemy jego odpowiednik: “DOG” (rysunek A). W ten sposób drzewo pojęciowe języka angielskiego jest niejako “zaszczepione” na naszym polskim drzewie i korzysta z jego zasobów leksykalnych (rysunek B).

drzewa2

W drugim przypadku stajemy “na czterech łapach” i szczekamy, tak by pokazać dziecku o co nam chodzi. Mówimy po tym, że “TO” jest “DOG” (rysunek C). Dziecko nie musi nawet znać słowa “PIES”, żeby zrozumieć, że byt z czterema łapami, merdający ogonem i szczekający, nazywamy “DOG”. Drzewa pojęciowe dla obu języków mogą funkcjonować niejako w oderwaniu od siebie (rysunek D).

drzewa1

Nie ukrywam, że jestem zwolenniczką drugiej metody, zwłaszcza u małych dzieci, które jeszcze się uczą swojego języka rodzimego. Po pierwsze pokazywanie jest dla dziecka dużo bardziej atrakcyjne, co sprzyja procesowi zapamiętywania, a po drugie, nie musimy się cały czas miotać pomiędzy dwoma językami (nie przepadam za tym). Rzecz jasna, wszystko z głową. Chodzi mi tu o zilustrowanie pewnych zależności, a nie ustalanie dogmatycznych reguł.

O tym, jak pewna montessoriańska technika okazała się cudownym sposobem

Miałam okazję gościć trzy dziewczynki (wiek szkolny i przedszkolny), przy których jak to zwykle bywa, pojawił się problem - w jakim języku mam mówić w ich obecności, skoro do swoich dzieci mówię po angielsku? Pomyślałam, że możemy spróbować pobawić się po angielsku. Tylko jak to zrobić? Wiedziałam, że dziewczynki miały już kontakt z tym językiem, tyle, że korzystają z niego w sposób pasywny.

Pojawiło się więc kolejne pytanie - jak zaangażować dzieci do zabawy w języku angielskim?

Z pomocą przyszła mi moja “małpa do zadań specjalnych”, czyli pacynka, która mówi tylko i wyłącznie po angielsku. Wyciągnęłam też kosz z zabawkowymi owocami i warzywami i zaczęło się karmienie małpy. Zobaczcie co się dalej dzieje:

Etap 1 - wprowadzamy nowe pojęcie

Małpa dostaje jedzenie do paszczy i komentuje - “yumm, I love APPLES”, “yuck, I hate FISH, FISH is stinky”, “that smells nice, that must be a TOMATO”.

Jest to pierwszy etap montessoriańskiej lekcji trójstopniowej! Wprowadzamy nowe słownictwo! Jest to etap uczenia się.

etap-1

Etap 2 - selekcja / ćwiczymy nowe pojęcia

Małpa wybiera sobie parę rzeczy i się dopytuje - “will you help me find an APPLE?”, “where is the TOMATO!?”, “it stinks of FISH! Where did you hide the stinky FISH!?”

Jest to drugi etap montessoriańskiej lekcji trójstopniowej! Korzystamy z języka w sposób pasywny. Dziecko ma za zadanie wskazać przedmiot, słysząc jego nazwę. W razie powtarzających się trudności, wracamy do Etapu 1.

etap2

Etap 3 - aktywne użycie nowych pojęć

Małpa jest karmiona przez dzieci - dostaje do pyska jedzenie i komentuje - “that is yummy, what did you give me?”, “oh, I hate that, what is that?”.

Jest to trzeci etap montessoriańskiej lekcji trójstopniowej. Dziecko używa teraz nabytego słownictwa w sposób aktywny - samo nazywa pokarmy, które trafiają do pacynki. W razie wystąpienia trudności na tym etapie, wracamy do kroku pierwszego - przypominamy pulę przerabianych słów.

etap3

Całe przedsięwzięcie z małpą okazało się wielkim sukcesem - raz, że z małpą dużo chętniej się rozmawia, a dwa, można spokojnie udawać, że małpa nie zna polskiego - w ten sposób wymuszamy (delikatnie i nie wprost), żeby dziecko szybko przeszło z pasywnego do aktywnego użycia języka. Mając w głowie schemat montessoriańskiej lekcji trójstopniowej swobodnie możemy się poruszać pomiędzy etapami i dostosowywać tok rozmowy (poziom zaawansowania) do konkretnego dziecka.

Mając pacynkę można stosunkowo łatwo pracować na konkretnym zasobie słownictwa - pomogą w tym flashcards, zabawki, czy przedmioty życia codziennego. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przy pomocy pacynki przedstawiać również czasowniki (czynności) czy przymiotniki (gesty, np. duuuuuży/mały).

Jak uczyć języka nie mówiąc w rodzimym języku dziecka?

O tym, że się da nauczyć języka obcego w sposób naturalny, świadczy przykład Steve’a Wattsa. Obejrzyjcie tylko, jak prowadzi zajęcia z przedszkolakami i zwróćcie uwagę na następujące rzeczy:

  • Używa dużo “action words”, które od razu pokazuje
  • Ma bardzo ekspresyjny sposób bycia
  • Przymiotniki (big/small, short/long) łączy w formie przeciwieństw i również pokazuje
  • Maksymalnie angażuje słuchaczy w obrazowaniu nowo poznanych pojęć

Co dalej?

Dalej, życzę Wam żebyście się nieźle zmachali ucząc angielskiego. Mam nadzieję, że moje rady uznacie za wartościowe i zechcecie je spróbować. Dawajcie znać jakie obserwujecie efekty.

Podoba Ci się to co robię? Chcesz być na bieżąco? Jeśli zainteresował Cię ten artykuł, to zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku

Author image
Spiritus movens mamtonakoncujezyka.pl, posiadaczka dwójki dzieci i trzech par rąk (od czasu założenia bloga)